niedziela, 1 grudnia 2013

Bogaty ojciec, biedny ojciec

                                               wydawnictwo: Instytut Praktycznej Edukacji
data wydania: 2007 
liczba stron: 238



 



Mam chorobliwą przypadłość. Kiedy ktoś mnie poucza, strofuje lub robi minę przejawiającą pedagogiczne pobłażanie zwyczajnie się wściekam lub jest mi smutno. Usłyszałem o bogatym ojcu od kolegi. Zrobił wtedy minę wyrażającą pobłażanie dla moich edukacyjnych braków i rozpoczął perorę, którą tylko udawałem że zrozumiałem, bo piliśmy wtedy wódkę. W rzeczywistości nie mogłem pojąć co go opętało, że z jednej strony twierdzi, że pieniądz jako taki nie ma żadnej wartości, a z drugiej nie chce przedrzeć banknotu na dowód pewności swoich sądów. Taka też wydała mi się ta książka, logicznie niespójna, populistyczna i demagogiczna. Uwierzyć w nią to tak jak dać się podejść politykowi z Ruchu Palikota. 

Chyba się myliłem (lub dałem się podejść). Przede wszystkim treść jest bardzo przystępna. Autor opisuje swoje ekonomiczne poglądy na tle fabularnej historii młodego, rezolutnego chłopca rozdartego pomiędzy dwa, odmienne podejścia do życia: ojca biologicznego, który pomimo dobrej posady jest zapętloną w wyścig szczurów ofiarą losu - biednym ojcem, a ojcem kolegi, który pomimo początkowo lekko odpychającej powierzchowności okazuje się piewcą ekonomicznego rozsądku - jest to ojciec bogaty. Autor przedstawiając swoje poglądy na pieniądz oczami młodego chłopca sprawia, że wszystko nagle staje się niezwykle jasne, a człowiek dotychczas myślący inaczej czuje się wręcz zażenowany swoim brakiem domyślności. Prosty, przystępny język to główny atut książki i uważam że same idee nie zdobyłyby takiej popularności gdyby nie język właśnie, zwłaszcza, że Kiyosaki Ameryki nie odkrywa, tylko pokazuje ją w innej perspektywie. 

 A czego właściwie się uczymy?
Można zostać hippisem-nihilistą, można zostać człowiekiem wiecznie sfrustrowanym niepowodzeniami i oskarżającym wszystkich wokół, można też, a do tego właśnie skłania autor, żeby wziąć się w garść, porzucić malkontenctwo i zacząć się uczyć jak się zarabia pieniądze. Nie ma co się okłamywać, kasa daje spokój ducha, jej posiadanie sprawia, że mamy dobre samopoczucie, warto ją mieć. Mechanizmy funkcjonowania pieniądza na rynku nie są też wiedzą tajemną. Najgorsze jednak co może nas spotkać to stanie się niewolnikiem pieniądza, pracowanie od pierwszego do pierwszego z językiem na brodzie z przerażającą wizją schowaną pod czaszką olaboga, co to będzie, wkrótce mam zapłacić rachunki. To skutek niewiedzy i wynikających z niej konsekwencji. Strach przed brakiem pieniędzy dławi nas, nie pozwala w pełni cieszyć się kolejnymi dniami, funkcjonujemy jak koń w kieracie, sukces finansowy rozumiejąc przez zakup na raty kolejnych niepotrzebnych przedmiotów. A co nam nie pozwala stać się Panem swojego losu? Nie pech, nie ludzie źli, nie smutne położenie, ale dwa słowa klucze: STRACH i LENISTWO. Trzeba działać, wykonywać kroki w kierunku swoich marzeń, nie zapominając rzecz jasna o wymiernych elementach tych posunięć.  

Skłonność do ryzyka, choć mama może uczyła inaczej, wcale nie jest niczym złym i warto czasami posłuchać się samego siebie, a nie każdego wokół, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa każdy Twój pomysł będzie skrytykowany a skrzydła podcięte.  

Czytając słowa Kiyosakiego życie na prawdę wydaję się prostsze, mniej chaotyczne Do tego stopnia dało mi to do myślenia, że porzuciłem swoją stabilną, śmiertelnie nudną pracę i regularną wypłatę, skazując się na niepewności wiatr we włosach, ale też nadzieję i perspektywy na osiągnięcie czegoś więcej niż odciski na dupie od siedzenia przed ekranem komputera. Póki co jestem bezrobotny, perspektywa nędzy jest całkiem realna, ale nadziei na finansowy sukces nie tracę. Książkę gorąco polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz