środa, 4 grudnia 2013

Oszustwo znad Morza Czarnego, A. Blake

Wydawnictwo: Hachette Polska 
Oprawa: broszurowa 
Rok wydania: 2012 


Amerykanie mają fantazję, a Leo Tillman to kocur wśród fantastów. Laska mu mówi, żeby załatwił auto nie rzucające się w oczy - ten, chociaż jest mistrzem kamuflażu i ograniczania ryzyka kradnie ciężarówkę z przyczepą. Potem się dziwi, że go namierzyli złoczyńcy, a laska jest lesbijką bez serca. Nic to, skacze z płonącego budynku, w locie jednym nabojem wysadza butlę z gazem, zabija wysłańców okrutnej sekty, ratuje lesbijkę i zostaje jej przyjacielem. A to jedynie mały pierwiastek tego co potrafi. A jeszcze więcej potrafi wspomniana homoseksualistka. Prawdziwie amerykańska literatura, którą przeczytać można, o ile dostanie się książkę w prezencie. W innym przypadku to bezzasadne. Książkę dostałem w prezencie.


Znam oczywiście przesławny Kod Leonarda da Vinci i słusznie spodziewałem, że autor nastawia się na wykorzystanie fali popularności pomysłu Browna. Scenariusz podobny, wykonanie wyjątkowo, czyli typowo przeciętne. Niemniej czyta się to całkiem znośnie. Amerykańska literatura akcji, dzięki temu że opiera się na znanym i lubianym modelu czyta się szybko, względnie miło, te setki stron nie nastręczają żadnego intelektualnego wyzwania - to żaden zarzut.

Można mieć jednak zarzut do fabuły, która rozwija się sprawnie i wzbudza zainteresowanie, żeby zakończyć się żenująco. No bo jak? Przez kilkaset stron ścigają starożytną, tajemniczą organizację oszołomów, która wyspecjalizowała się w niezawodnym zabijaniu ludzi, a w rezultacie spotykają wielkiego guru tych mieszkających w meksykańskich kanałach (sic!) świrów i załatwiają go w prozaicznej i niewyszukanej walce wręcz.

Generalnie, nie ma o czym mówić. 

Książka słaba, ale przynajmniej wilki poniżej pełne uroku. :)

fot. Adam Wajrak


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz